Natychmiast zatrzymaliśmy się na poboczu. To było w centrum miasteczka, przy sklepach. Kilka osób to widziało.
Na oko Giuseppe był po 60-ce. Uczciwie przypruszony siwizną, elegancik taki, w biało różowej koszuli i skórzanych butach. Niestety jako rodowity Sycylijczyk i patriota, nie mówił po włosku - nie umiał, bądź odmawiał z przyczyn ideologicznych. Wespół z kilkoma gapiami udało się ustalić, że Giuseppe woli to załatwić bez udziału Carabinieri i chciałby nam wkleić do ręki trochę gotówki. Spojrzałem pobieżnie - pęknięty lakier na tylnym zderzaku, uwalony lewy zaczep. Wepchnąłem zderzak z powrotem w obrys, jak uczyli mnie gentlemani z Miata Challenge. Prawie nic nie widać. Jednak coś te szpary między elementami lekko niesymetryczne. Otwór w zderzaku nijak nie licuje z zamkiem bagażnika. Nie da się włożyć kluczyka. Coś się mogło pod spodem ostro popaprać. Przykro mi Panie Giuseppe, nie mam pojęcia, jak głębokie mogą być szkody. Nie wiem, czy kwota jest adekwatna. Może za mała, może za duża. Jednak to nie problem, bo zadowolę się tym, co da ubezpieczenie. Potrzebuję tylko namiar na ubezpieczyciela, podpis sprawcy wypadku na oświadczeniu i drugi od Carabinieri. Mimo wszystko pomysł nie bardzo się spodobał. Tłumacze luźno przełożyli wolę Giuseppe: "mechanico". Ok, podjechaliśmy i obejrzeli z majstrem komisyjnie. I właściwie potwierdzili to, co sam przedtem pomyślałem: nie wiadomo - trzeba zdjąć zderzak, żeby sprawdzić, ale pod spodem może być nieciekawie, skoro elementy się nie równają. A i po zdjęciu zderzaka może być ciężko ocenić.

- IMG_20181116_114643.jpg (307.4 KiB) Przejrzano 6540 razy

- IMG_20181116_114639.jpg (405.49 KiB) Przejrzano 6540 razy

- IMG_20181116_114616.jpg (232.14 KiB) Przejrzano 6540 razy
Powtórzyłem prośbę o załatwienie sprawy przez ubezpieczenie. Podkreśliłem, że nie chcę naciągać uprzejmego Pana sprawcy na wygórowaną kwotę, jeśli po powrocie do Polski okaże się, że wystarczy dołożyć trytytkę, a resztę Marcin spoleruje (pozdro Marcin!). Z drugiej strony, może okazać się, że szkody są poważne i kwota będzie stanowczo za niska, by to pokryć. OC natomiast wypłaci przecież kwotę adekwatną do problemu, już po wnikliwej analizie w Polsce. Natomiast Pan Giuseppe zapomni o nas na zawsze po najbliższej kawie i nic nie straci. Giuseppe na to: "mio agente assicurativo". Ok, pojechaliśmy do miasteczka obok i idziemy do agencji. Po 10 minutach zaczęli się kłócić między sobą. Werdykt: żadnych podpisów. Ok, to teraz już chyba tego wystarczy, signore. Gdzie jest najbliższy komisariat?

- IMG_20181116_112248.jpg (564.77 KiB) Przejrzano 6540 razy
Oczywiście oficer dyżurny nie mówił po angielsku. Ale przynajmniej rozumiał co nieco z mojej łamanej włoszczyzny oraz potrafił korzystać z Google Translatora. Po dwóch godzinach ustaliliśmy, co zaszło i że wystawią mi kwitek, że faktycznie tak było. A jak nie, to pociągnę to nawet ze swojego AC. Dwa lata wcześniej wystarczyło to ubezpieczycielowi, żeby bez oporów, ze szczerą miłością w oczach, zafundować mi nowy upragniony szary moher z sonnenlandu bez wpływu na zniżki. I już prawie to mieliśmy, gdy nagle oficer spoważniał. Rzucił mi współczujące spojrzenie: "Uhhh... Grande problema... Grande!".
Od trzech lat Giuseppe nie miał ubezpieczenia (zwykłego OC). Tych z Was, których ciekawi, jak to możliwe, odsyłam tym razem do Google'a w poszukiwaniu materiałów nt kondycji sycylijskiej mafii w dzisiejszych czasach. Te same względy sprawiły również, że Giuseppe jest człowiekiem honorowym. Mógłby się oddalić, albo pokazać nam środkowy palec, a my nie zrobilibyśmy kompletnie nic. Jednakże od początku trzymał fason - nie migał się, nie był ani agresywny, ani nieuprzejmy, mimo iż wiedział, że idzie na rzeź. Carabinieri podkreślali to wielokrotnie. Nie tyle jako usprawiedliwienie, a raczej jako objaw pożałowania dla biedaka: signore Giuseppe jest szanowanym członkiem lokalnej społeczności, który nie miga się od odpowiedzialności i bierze konsekwencje na klatę. Zawodowo jest kierowcą śmieciarki.
Zgodnie z tymi zapewnieniami, Giuseppe zostawił dowód rejestracyjny na komisariacie i ruszył do domu z buta. Wrócił po godzinie z tym, co udało mu się uzbierać. 1000€ zdeponował w rękach władzy, na poczet spłaty mandatu karnego za rażące miganie się od obowiązkowych procedur ubezpieczeniowych. 250€ zaproponował nam. Próbowaliśmy wyjaśnić, że bez rzeczoznawcy nie mamy pojęcia, czy to o 250 za mało, czy za dużo oraz, że nie mamy interesu w dojeniu tego pechowca z kasy do reszty, bo wszystko można załatwić przez fundusz gwarancyjny. Chciałbym też odkręcić tę całą niefortunną sprawę z Giuseppe: czy możemy uznać, że w ogóle na tu nie było?
Niestety. Nie możemy. Wszystko trafiło już do systemu, a oficer się pod tym podpisał, zanim odkrył nieudolny szwindel wzorowego obywatela i zdał sobie sprawę z jego sytuacji. Mimo chęci i sympatii do Giuseppe (i w sumie do nas również) policjant miał związane ręce. Powiedział, że nie mamy szans na odzyskanie choćby centa z funduszu gwarancyjnego. Poradził, by przyjąć, co dają i uznać, że dzisiejszy dzień nie istniał, a żadne z naszej czwórki nic nie widziało. Przystałem więc na wszystko. Wszystkie trzy strony wyraziły ubolewanie ze względu na tak niepomyślny przebieg zdarzeń. My odjechaliśmy Kropką, Giuseppe dzwonił po zastępczego kierowcę, a policjanci kwitowali dzień rozmową: "Ah, signore Giuseppe. Tre anni?! Perche, cretino?!".
W ramach podsumowania pragnę powtórzyć, że cała akcja przebiegła w spokojnej atmosferze wzajemnego zrozumienia, współczucia i wielokrotnego proponowania kawy
Kropka nadal jeździ jak szatan, nie zauważyłem żadnych innych skutków tej kolizji, a jej zdjęcia w tym wątku, jak również w wielu innych (w tym kalendarzowym), są wciąż przyjmowane z entuzjazmem i bez cienia podejrzenia. De facto ostatnie zdjęcie z Targa Florio, wklejone w poprzednim wpisie, zostało zrobione już po zajściu. Ktoś coś zauważył? Ja nic nie widziałem. Marcin, szykuj termin na październik 2021!
