niewiem czy było
http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/378930,unia_zakwestionowala_oplate_recyklingowa_od_aut.html
opłata 500zł za sprowadzenie auta
Moderator: Moderatorzy
IMO nie ma się co łudzić. O ile wierzyć prasie, to istota problemu sprowadza sie do tego, że (cyt.): Polsce grożą poważne sankcje, gdyż Komisja Europejska uznała, że opłata jest niezgodna z Dyrektywą nr 2000/53 WE w sprawie pojazdów wycofywanych z eksploatacji. W myśl unijnych przepisów o demontaż pojazdów wycofywanych z eksploatacji powinni zadbać producenci lub importerzy nowych aut, czyli podmioty, które wprowadzają pojazdy na rynek.Tymczasem zgodnie z polską ustawą z 20 stycznia 2005 r. o recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji akurat te firmy nie muszą płacić. Polskie przepisy obligują bowiem do zapłacenia 500 zł tylko tych, którzy sprowadzają do naszego kraju mniej niż tysiąc samochodów w ciągu roku.
Dlatego strona polska (rząd poski) w negocjacjach z KE stawia warunek w postaci przyznania sobie prawa do zachowania zebranej do tej pory kwoty. Tyle że KE też stawia warunek: pieniądze w ciągu najbliższych kilku lat muszą trafić do przedsiębiorców, którzy parają się demontażem samochodów.
Oznacza to tylko tylke, że pieniądze pobrane od osób sprowadzających auta z UE mogą trafić (o ile KE na to pójdzie) do przedsiębiorców, którzy parają się demontażem samochodów. Jednocześnie nałożone zostaną na nich obowiązki wynikające z Dyrektywy WE.
Z podatkiem akcyzowym naliczanym od importowanych samochodów było inaczej. Był to podatek sprzeczny z prawem unijnym, nałożony na obywateli UE, jakimi jednak jesteśmy, choć nie wszystkie strony mają tego świadomość i czasem zapominają (się). Jak już to zostało fiskusowi przypomniane, to nie miał innego wyścia i musiał zwrócić. Tu chodzi o wypaczenie zasad pomocy publicznej, które są oczkiem w głowie KE. Przypadek polskich stoczni i twarde stanowisko KE pamiętamy. Do tego dochodzi jeszcze kwestia dyrektyw środowiskowych WE i sprawa robi się dość skomplikowana.
Całą tę sprawę porównałbym raczej do kłopotów 7 latka rozpoczynającego naukę w szkole podstawowej. Trochę czasu musi upłynąć, aby przedszkolak stał się uczniem.
Dlatego strona polska (rząd poski) w negocjacjach z KE stawia warunek w postaci przyznania sobie prawa do zachowania zebranej do tej pory kwoty. Tyle że KE też stawia warunek: pieniądze w ciągu najbliższych kilku lat muszą trafić do przedsiębiorców, którzy parają się demontażem samochodów.
Oznacza to tylko tylke, że pieniądze pobrane od osób sprowadzających auta z UE mogą trafić (o ile KE na to pójdzie) do przedsiębiorców, którzy parają się demontażem samochodów. Jednocześnie nałożone zostaną na nich obowiązki wynikające z Dyrektywy WE.
Z podatkiem akcyzowym naliczanym od importowanych samochodów było inaczej. Był to podatek sprzeczny z prawem unijnym, nałożony na obywateli UE, jakimi jednak jesteśmy, choć nie wszystkie strony mają tego świadomość i czasem zapominają (się). Jak już to zostało fiskusowi przypomniane, to nie miał innego wyścia i musiał zwrócić. Tu chodzi o wypaczenie zasad pomocy publicznej, które są oczkiem w głowie KE. Przypadek polskich stoczni i twarde stanowisko KE pamiętamy. Do tego dochodzi jeszcze kwestia dyrektyw środowiskowych WE i sprawa robi się dość skomplikowana.
Całą tę sprawę porównałbym raczej do kłopotów 7 latka rozpoczynającego naukę w szkole podstawowej. Trochę czasu musi upłynąć, aby przedszkolak stał się uczniem.