oszalałem na punkcie mojej NBFL - do pracy, po pracy - każdy pretekst jest dobry, żeby zabrać ją spod domu, zrzucić dach i pojechać w dal.
Problem w tym, że 25% czasu pracy poświęcam na rozmowach telefonicznych i to bardzo często siedząc za kółkiem.
Chciałbym wsadzić do auta jakiś zestaw głośnomówiący, który będzie odpalał się automatycznie i sprawdzi się w aucie z wiecznym szumem wokół uszu...
Problem w tym, że:
- wolałbym zostawić seryjne radio 2 din,
- wolałbym nie gmerać / lutować w płycie radia,
- wolałbym nie kupować za miliony monet pseudozmieniarek,
- wolałbym nie zbliżać się do transmiterów FM, bo one sobie nie radzą nawet w zamkniętych autach,
- wolałbym nie przyczepiać całego zestawu głośnomówiącego (np. Parrot) do daszka przeciwsłonecznego, bo mam go zdemontowanego,

Jak już sobie tym wybrzydzaniem pozamykałem wszystkie furtki, to macie jakiś pomysł jak kosztem 100-200zł dać sobie możliwość rozmów telefonicznych z wiatrem we włosach?
Przegapiłem jakieś zgrabne rozwiązanie?
Słuchawka w uchu odpada.

Ostatecznie pójdę w nowe radio.
Albo jakiś "pajonier" 1 din + półeczka, albo jakiś "kińczyk" dotykowy 2 din.
Oba rozwiązania starują od poziomu ok. 400zł i żaden w pełni mnie nie przekonuje...