Po ponad 1,5 roku bezawaryjnej jazdy (nie licząc usterek wynikających z mojej winy), "coś" zepsuło się w aucie. Na desce zapala się kontrolka akumulatora, spadek mocy, auto się dusi. Udało mi się w tym stanie zrobić 20km dopóki auto padło całkowicie. Po holowaniu podładowałem akumulator i jakoś dojechałem do elektryka.
Owe "coś", to regulator napięcia w alternatorze - elektryk mówi, że jest to część nietypowa i ciężko o nią w okolicznych sklepach. Jutro przedstawi mi szczegóły. W grę wchodzi również alternator po regeneracji, ale wtedy zabawa jest droższa.
Czy ktoś jest w stanie potwierdzić informację o "nietypowości" regulatorów napięcia w tych alternatorach?
Pozdrawiam.
PS: elektryk wybrany na zasadzie "chybił-trafił", kto mnie szybciej przyjmie
