Niniejszym publikujemy długo oczekiwany raport z zakończenia sezonu morskiego
Na Hel wyruszyliśmy nieco po wariacku bo ja startowałam z Niesulic, Majkel z Olszeńca a MałaMe z Warszawy (wyobraźcie sobie pociągiem!) - Patrz mapa poglądowa (sporządzona przez Majkela) -wynika z niej jasno ze wielka siła nas pchała bo nikt normalny nie robi takiej trasy
W celu pojeżdżenia sobie wspólnie po zakrętach spotkaliśmy się z Majkelem w Szwecji pod kościołem. Spóźniłam się jedynie o półtorej godziny (roboty drogowe i koszmarne korki) ale co to jest w skali wszechświata?
Na szczęście Majkel jest bardzo cierpliwym człowiekiem i nie przejmuje się takimi detalami.
Nasz pierwszy pitstop wypadał w Gdyni wiec udaliśmy się tam przez przecudne lasy drogą nr 22, 235 i 221. Poza tematem drogi 22 zakręty były tak smakowite, że cieszyliśmy się jak dzieci i w pewnym momencie musieliśmy się zatrzymać żeby nas z owego szczęścia albo nie rozpukło albo zbytnio nie poniosło.
Majkel stwierdził, że się tam przeprowadza. Jest pięknie, asfalt niczego sobie co dla mojej Niuni pełzającej tyłkiem po ziemi jest kluczowe, a zakręty same nas niosły.
O dziwo punktualnie dotarliśmy do Gdyni i przejeliśmy MałąMe wysiadającą z pociągu. MałaMe z okrzykiem : ciocia się za Tobą stęskniła wpakowała się do mojej Niuni i ruszyliśmy znowu trochę poprzestawiać wydmy na Helu.
Teraz piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii w trakcie którego nastąpiły dwa istotne dla opowieści fakty. Pierwszy jest taki, że Majkel w korku na Helu wyhaczył Siwego z pilotką, który wiedzy na temat wycieczki nie miał żadnej bo na Helu siedział odcięty od świata od lipca. Siwy entuzjastycznie zgłosił się jako członek-ochotnik wycieczki piątkowej. Drugie wydarzenie to Kuba (pseudo Nuno), który na forum zarejestrowany nie jest, bo nie może sobie z techniką poradzić (Fiveopac proszę helpnij chłopakowi bo sympatyczny jest bardzo), ale czyta, zadzwonił do Majkela i oświadczył, że bardzo chce z nami jechać. Należy w tym miejscu również wspomnieć o deklaracjach akcesu i telefonach od blaise, braindamage oraz rafipotrafi, którzy się niestety w końcowym rozrachunku nie pojawili.
Start wyznaczyliśmy na godzinę 10:30. Przemasi miał pewne obawy co do punktualności grupy przebywającej na Helu ze względu na to piiiiiiiiii, ale wątpliwości okazały się nieuzasadnione zupełnie ponieważ spóźniliśmy się jedynie osiem minut. Jak dla mnie to spore osiągnięcie i wymagam oklasków w celu uhonorowania owego faktu.

Rozpoczęliśmy wycieczkę wspólną sesją zdjęciową.
Uczestnicy wycieczki:
Przemasi – kierownik zamieszania i przodownik na trasie (bardzo uważny i dbający o wszystkich, szczególnie tych zamiatających tyłkiem po asfalcie, żeby sobie czegoś nie urwali ani nie cierpieli męk psychicznych)
Pilotka Przemasiego Beata – przemiłe, wielkookie dziewczę z parasolem
Majkel_C – zaangażowana w jazdę oaza spokoju, cieszący się jak wariat na zakrętach miłośnik jazdy w zorganizowanej kolumnie
Karolina – hmmm no cóż po prostu ja …(„oryginalna, wesoła i zwariowana blondynka, z bordowym samochodem, który jest dla niej ważny jak tlen”

– przyp. przemasi )
Siwy – młody człowiek z aparatem fotograficznym, zawierający w sobie poczucie humoru i obłęd w oczach na tle biegania z owym aparatem oraz posiadacz cudnych kostek podwieszonych pod lusterkiem (nadmieniam ze gigantycznych)
Pilotka Siwego Monika – blondyneczka z oślepiającym uśmiechem i z genialnym poczuciem humoru
Kuba (Nuno) – młodzieniec od niedawna posiadający swoją NB, bardzo pragnący uczestniczyć w życiu forum, co uniemożliwiają mu względy oporu materii przy rejestracji
Pilotka Nuna Ania - sympatyczne młodziutkie dziewczę
Wyruszyliśmy więc. Naszą trasę przedstawia mapka poglądowa sporządzona przez Przemasi. Oczywiście nie obeszło się bez przygód, ponieważ ze względu na dzikie tłumy na stacji benzynowej we Władysławowie wskazówka paliwa niuniowego leżała na płasko i ani drgnęła, co powodowało ogólny dyskomfort, bo stacje benzynowe na wybrzeżu są umieszczone strategicznie daleko od siebie. („nie wiem, czy to strategiczne rozwiązanie, ale może zakłócałyby krajobraz”

– przyp.przemasi)
Pierwszym pitstopem była latarnia Morska w Rozewiu. Osoby z klaustrofobią i psy husky nie powinny jej odwiedzać, bo jest nieco ciasno i gorąco jak w saunie, ale widoki warte są poświęcenia. Dużo schodów.
Po kontemplacji widoków i kolejnej sesji zdjęciowej, udaliśmy się do Jastrzębiej Góry na klif. Piękny widok, pogoda nam dopisywała, morze ciepłe i kuszące. Następne schody.
Przebywając we wspierającej spalanie Niuni fazie zen, udaliśmy się do Krokowej. Wpuszczono nas na zamek, widocznie wyglądaliśmy na osoby, które wpuścić można i zwiedziliśmy park. W Krokowej Niunia dorwała się do wodopoju i byłyśmy obie zdecydowanie szczęśliwsze („reszta wycieczki również odetchnęła z ulgą, bo już obmyślaliśmy skąd tu wziąć kanister”

-przyp.przemasi). Spotkaliśmy tam również czarna NB, która statecznie poszukiwała mięsa na grilla. Zaprzestała poszukiwań na dźwięk 5 wduszonych klaksonów.
Z Krokowej udaliśmy się do Czymanowa. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się gdzieś nie zgubiła, wiec niniejszym to uczyniłam. Jadący za mną Siwy, który zauważył zaparkowane miatki za zakrętem usiłował mi w miarę możliwości dać znać, że powinniśmy byli gdzieś tam skręcić ale zakręty były takie fajne, ze pocieliśmy dalej piszcząc po genialnie smacznych zakrętach. W pościg wyruszył Majkel, dopadł i przyprowadził niesfornych .... A tak fajnie tam się jechało... („taaak…zapędzili się strasznie

a do tego w środku lasu telefony komórkowe odmawiają posłuszeństwa…więc majkel_c niczym Schumacher popędził w pościg”

-przyp.przemasi)
W Czymanowie obejrzeliśmy gigantyczne rury i założyliśmy dachy bo zaczęło padać. Na razie dość nieśmiało ale jednak.
Następnie smagani deszczem zwizytowaliśmy wieżę widokową nr 2 w Gniewinie. Kręcone schody. Widoki obezwładniające, niestety nie dojrzeliśmy Warszawy ani olimpiady w Pekinie bo przejrzystość powietrza się popsuła. („Do dziś nie udało mi się ustalić co przyświecało autorom pomysłu podania na wieży widokowej tak odległych miejsc

- patrz zdjęcie”-przyp.przemasi).
W międzyczasie Siwy człowiek młody, posiadający dobre spalanie wewnętrzne zaczął mruczeć pod nosem: obiad, obiad!
Następnym pitsotpem było Wejherowo gdzie założeniem były kapliczki (bardzo ładne zresztą) w wielkim parku z olbrzymią ilością schodów. Ze względu na te schody i na burczenie dobiegające z brzucha Siwego zdobyta została tylko jedna kapliczka. Nomen omen Piłata. W tym miejscu Nuno z pilotka zdecydowali się oddalić na domowy obiad. Reszta natomiast kosząc zakręty, bryzgając wodą spod kół, jadąc cudną kolumną dotarła na rynek do Kartuz. Piękne miasteczko, mają nawet gargulca, skąpane było w deszczu. Udaliśmy się do knajpki spożyć obiad i Przemasi nakazał nam zrobić coś żeby ten deszcz przestał padać. Łącznie ze złożeniem ofiary. Nie przechodził żaden kot ani żadna zadeklarowana dziewica wiec mimo naszego mruczenia (jama jama jama) deszcz nic sobie z nas nie robił i padał dalej. („podobno każde tłumaczenie jest dobre

, a deszcz pozostał niewzruszony…”-przyp.przemasi)
Pomijając beztrosko następną wieżę widokową (schody! …”nie rozumiem skąd ta awersja do schodów u niektórych

…przecież to czysty sport – dbaliśmy o kondycje nie tylko samochodów na tej wycieczce…Za to chyba zaczynam rozumieć dlaczego prośby o brak deszczu nie zostały wysłuchane i mimo zwykłego tłoku na rynku w centrum nie znalazła się dziewica, ani nawet kot na ofiarę…”

- przyp.przemasi…) pomknęliśmy w kierunku Szymarku zawierającego skansen z najdłuższą deską na świecie i dom na głowie.
Dom na głowie to jest coś, co każdy musi zwizytować. Koniecznie!! Osoby z zaburzeniami błędnika wchodzą na własną odpowiedzialność! Początkowo myśleliśmy, że do wejścia tam milo byłoby użyć jakiegoś wspomagania, którego nie mięliśmy pod ręką, ale okazało się, że wszelkie wspomaganie jest absolutnie zbędne, bo w tym domu na głowie wszystko stoi na głowie! Perspektywa, kąty, stabilność sufitu (czytaj: podłogi). Najbezpieczniejszym schronieniem przed zbliżającą chorobą morska okazała się framuga drzwiowa, na której można było zawisnąć. Na górze tfu na parterze znajdowała się galeria przerażających obrazów....
Zabierając na pamiątkę śliczny palik – pilota („a stały po drodze takie fajne pilotki…jednak Karolina wolała kołek na wampiry na siedzeniu niż przecudnej urody stworzenie…zupełnie nie rozumiem dlaczego”

-przyp.przemasi, „ja tam wiem dlaczego

" przyp.Karolina) oddaliliśmy się w kierunku domu. Po drodze spożywając szarlotkę w Redzie i gubiąc mózg Majkela (na szczęście się znalazł) oraz ślizgając spektakularnie po mokrej kostce granitowej („hmm…myślałem, że mamy już drogi oblodzone, a ja w krótkim rękawie stoję, jak zobaczyłem co się tam dzieje

”-przyp.przemasi) dotarliśmy back to Hel(l) i dalej piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
Powrót do Warszawy w niedzielnych korkach okazał się wyjątkowo okrutny i szczerze zazdrościliśmy Siwemu, który procedurę powrotu rozpoczął w niedzielę raniutko.
Organizacyjne wyjazdu:
W trakcie piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii spotkaliśmy się tez z Kondziem stacjonującym na IIIce. Kondzio bardzo miło było Cię poznać nareszcie

żałuj ze nie pojechałeś na wycieczkę z nami.
Ekolaguna jest qul wśród bojowych wrzasków zabiłam tylko 7 (słownie: siedem pająków). Sama osobiście! Był to akt wymagający nieludzkiej wręcz brawury.
Power plaje: I’m too sexy, Baby’s got butt…. (“a do domu na głowie, to chyba jakaś indyjska muzyka byłaby odpowiednia…”

- przyp.przemasi)
Specjalne ogłoszenie:
Niniejszym chcielibyśmy bardzo podziękować Przemasiemu za cudną wycieczkę i niesamowite zaangażowanie, poświęcony nam czas, dbanie o nas
. Przemasi jesteś wielki i wielbimy Cię bardzo za całokształt organizacyjny i ludzki.

Dla Przemasiego uścisk ręki szefa, oklaski, ogólne uznanie i szacun
Reportaż: praca zespołowa Karolina, Przemasi, Majkel_C
Autorzy zdjęć: Przemasi, Majkel_C, Siwy
Całość zdjęć dopuszczonych do publikacji przez komisję skrutacyjną znajdziecie tu:
http://przemasi.fotosik.pl/albumy/492572.html