Artykuł dla każdego kto kupił/kupuje/sprzedał/sprzedaje auto

Forum główne a tematyką prowadzącą jest mx-5.

Moderator: Moderatorzy

sebałódź
Posty: 99
Rejestracja: 02 cze 2010, 18:31
Lokalizacja: Łódź

08 gru 2011, 11:04

http://www.blogomotive.pl/index.php/2011/12/07/268-jestem-parowka/

[ Dodano: 08-12-2011, 12:05 ]
"Ostatnie dni były dla mnie trudne – przeglądałem nadsyłane oferty (dzięki dzięki!), dzwoniłem, pytałem, rzucałem słuchawką. Albo się podniecałem i jeździłem na oględziny, z których wracałem cały umorusany we wściekłej pianie. I pomyślałem sobie, że do tego bagna zwanego “polskim rynkiem tanich używanych BMW” nie mogę podchodzić na poważnie, bo się przekręcę przed Gwiazdką.
Prawie każdy z Was kiedyś szukał sobie auta używanego. Wielu korzystało z pomocy znajomych i kolegów. Tylko kilku chciało mieć wóz popularny wśród młodzieży i napaleńców. Nikt natomiast, tego jestem pewien, nie był w poszukiwaniach wspierany przez rzeszę kilkudziesięciu tysięcy Szwagrów. Pozwólcie zatem, że przytoczę kilka historii na temat tego, jak wygląda poszukiwanie auta z punktu widzenia prawdziwego turbo celebryty. I jak taki turbo celebryta kompletnie się do tego nie nadaje.
Zalew ofert
Od chwili, gdy ujawniłem kryteria poszukiwanego auta odebrałem maile z ofertami dokładnie od 412 osób. Z każdym z Was wymieniłem się krótką korespondencją – albo podziękowałem, albo pokrótce opisałem oferty, albo zrugałem za ich beznadziejny dobór ;) – koniec końców liczba wysłanych i odebranych maili przekroczyła tysiąc.
Jak przystało na kogoś, kto wychodząc do osiedlowego sklepu musi mieć na kartce napisane: chleb, bułki i ser żółty, bo inaczej zapomni o chlebie albo o serze, albo o bułkach, albo wróci do domu z wodą i masłem – absolutnie nadsyłanych ofert nie katalogowałem, nie spisywałem, nijak ich nie oznaczałem. Jedynym wyznacznikiem tego, że już jakąś ofertę przerabiałem, była pamięć ostatnich wybieranych numerów w moim telefonie. Która to pewnego dnia po prostu się wykasowała, bo grubaśnym kciukiem kliknąłem w nie to co trzeba.
Już Pan dzwonił
- Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i współpracuję z BMW Polska. Samochód który kupię, muszę najpierw zaprowadzić do…
- Już pan dzwonił.
- I na czym stanęło?
- To Pan nie pamięta?
- Wie Pan, setki telefonów…
- Na tym, proszę Pana, że ja czasu na ASO nie mam.
Takich rozmów odbyłem w ostatnim tygodniu najwięcej. Coś koło trzydziestu. A wiecie, że już po dziesiątej człowiek przywyka do tego, że traktowany jest jak debil? Szkoła charakteru, dziś już nic mnie nie rusza.
Gdybym jutro wylądował w kompletnej dziczy, najpierw zrobiłbym sobie kurtkę z martwego wielbłąda, potem zjadłbym ścierwo jakiejś wielkiej jak kij bejsbolowy larwy a na koniec zmusiłbym do wymiotów samego Beara Gryllsa – pokazując mu zdjęcia aut, które oglądałem.
Ideał. To znaczy tylny błotnik był…
Nie zawsze zaczynam rozmowę od dziennikarskiej formułki, czasami jadę standardem: czy ogłoszenie jest aktualne, w jakim stanie jest auto, jak wygląda kwestia dokumentów – takie tam duperele.
Ale handlarze je uwielbiają! Po pierwszym niechętnym “Tak słucham” ożywiają się. Czuję, jak się śmieją a z mojej słuchawki wycieka ich endorfina. Mnie też się nastrój udziela – wstaję, podchodzę do okna i ponury jesienny świat rozbłyska feerią barw. A wszystkie parkujące w zasięgu wzroku auta zamieniają się w pięknie wypolerowane BMW E46 z chińskimi ringami i lekko źle spasowanym przodem.

- Jest w doskonałym stanie. To ideał. Ściągałem go dla siebie, nie na handel – ale święta idą / żonie się kolor nie podoba / syn będzie miał operację / szukam czegoś większego (niepotrzebne skreślić, choć w sumie są i tacy, którzy strzelają wszystkimi tak zwanymi “szlagwortami badylarza” na raz).
- A blacharka?
- Idealna.
- Ale niech Pan szczerze powie – szpachla, malowany, gnije?
- Ależ skąd! Panie, to ideał.

I wtedy, sam nie wiem czemu, nachodzi mnie chęć zaszpanowania i wspominam o współpracy z BMW Polska, i o konieczności odwiedzenia ASO przed zakupem. I nagle okazuje się, że gość się pomylił, że zupełnie inne auto mi opisywał. To znaczy identyczne, ale jednak inne. Takie samo, ale różne.
- To znaczy z tyłu coś tam było, ja to nie wiem, chyba lekkie uderzenie – klapa jest malowana i światła nowe. Maska z przodu też jest albo nowa, albo pomalowana, i nadkole. Ale poduchy nie strzeliły, na bank.

Zastanawiam się, czy mógłbym powiedzieć jeszcze coś innego, coś jeszcze bardziej skłaniającego do wynurzeń niż ten oklepany tekst o dziennikarzu i współpracy. Hmmm…. może mógłbym udawać, że chcę przyjechać i poprosić go o zapisanie do mnie numeru – że niby gdyby sprzedał chwilę przed moim przyjazdem, to niech zadzwoni, bym się na darmo nie tłukł?
- Ma pan na czym pisać? – spytałbym.
- Tak, proszę dyktować.
- To niech Pan pisze: 555 55 55. Zapisał Pan?
- Tak.
- To jest numer do mnie na komendę. Gdyby auto się sprzedało proszę zadzwonić i poprosić, by mnie zawiadomili na krótkofalówkę – nazywam się starszy sierżant Rafał Cośtam.
A potem na koniec bym jeszcze raz zapytał, czy na 100% auto nie miało wypadku i jest takim ideałem, jak wcześniej twierdził. Ciekawe, czego bym się wtedy dowiedział? Że zaraz po ściągnięciu wymienił przednią szybę, bo spod TIRa mu kamień wystrzelił? Że teraz nie może sprzedać, bo jeszcze nie ma kompletu dokumentów, ale niemiecki brief będzie już pojutrze? Muszę kiedyś zagrać tym sierżantem…
Nic Pan w ASO nie znajdziesz, to lalka z Niemiec
- Niech mi Pan powie, czy warto tłuc się z Warszawy do Pana?
- Jak Pan przyjedziesz, to Pan kupisz. W ASO nic nie znajdą, ja wiem co sprzedaję.
- Panie Rafale – usłyszałem w krakowskim ASO, gdy po 2 godzinach luźnych i wypełnionych żartami oględzin usiedliśmy przy kawie. – Co ja mogę Panu powiedzieć, czego Pan nie wie?
- Nic – uśmiechnąłem się. – Piękny rodzyn, prawda?
- Dawno takiego nie widziałem. Szpachlowany był chyba nogami.

Spojrzałem na raport z pomiarów grubości lakieru.
- Nie ma ani jednego elementu w oryginale, prawda?
- No, rzadko się aż taka plastelina zdarza.
Przytaknąłem, bo też byłem w szoku.
- Ale się zdarzają, czasami gorsze – pocieszył mnie człowiek z ASO. – Choć muszę przyznać, że pierwszy raz widzę auto, w którym blacharz tak się pomylił i zamontował dwie różne nakładki progowe…
Odstawiliśmy auto pod koniec dnia. To był komis – usiadłem więc w “biurze” i spojrzałem na właściciela. Tego samego, który jeszcze dzień wcześniej szarmancko rozsiewał zwroty w stylu “lalka z Niemiec” i “naprawdę ideał”.

- Niech mi Pan powie, po co ja się tu tłukłem? – spytałem wprost.
- A co się stało?
- To auto jest zgniłe. Podwozie w agonii, oryginalny lakier tylko w komorze silnika, masy bitumicznej pod spodem więcej niż dziur w tapicerce.
- To szukaj Pan sobie dalej.
- Ale po cholerę mi Pan dupę zawracał i z Warszawy mnie tu ciągnął?
- Panie, Panie – komisant wstał, więc i ja wstałem – to jest dobre auto! Dziś pięć osób w jego sprawie dzwoniło. Ja je na dniach sprzedam. I wiesz Pan co – złotówki nie spuszczę, a i tak klient (a w zasadzie klyent – przyp. mój) będzie zadowolony.
A to raczej nie…
- Wie Pan – mówię energicznie gdy czuję, że sprzedawca ma czas i jest w miarę młodym gościem – bo szukam czegoś, żeby po torze czasami pojeździć.
- No to ideał jest! Ten silnik się tak zbiera, że naprawdę można pociskać.
- Ale prosto jeździ?
- Po sznurku. Nic nie bije, nie stuka, nie ściąga. Jak inaczej ma jeździć bezwypadkowe?!
- A hamulce?
- Jeździł Pan już kiedyś jakimś BMW?
- No.
- No to Pan wie, że są naprawdę ostre.
- Kurcze, chyba się skuszę. Ma Pan wieczorem czas, bym podjechał i zobaczył.
- Oczywiście. Zrobimy sobie jazdę próbną. Ja złomu nie ściągam, wiem że ludzie kupują BMW do szybszej jazdy, nie chcę mieć nikogo na sumieniu.

I wtedy nie wytrzymuję i zaczynam się chwalić znajomościami.
- Ble ble ble… dziennikarz… ble ble ble… BMW Polska… ble ble ble… chcę go do ASO na swój koszt zabrać.
Wtedy sprzedawca na ogół wyjeżdża z różnymi stękaniami w stylu “nobo” oraz “naczysie” i zupełnie nie potrafi się wyartykułować.
- Ale szczerze, no niech Pan powie – coś jest na rzeczy, prawda? Z wieloma już rozmawiałem i wiem jak sprawy wyglądają – czasami w aucie jest fragment przystanku, czasami barierka z autostrady, czasami tylny pas jakiejś taksówki…
- No nie, tutaj aż tak to nie ma…
- To jak z tym ASO?
- No raczej nie…
Nie drążę już – co mi po tym, że się dowiem o wymianie całego przodu? I tak zawsze takiej informacji towarzyszą przysłówki w stylu: leciutko i powierzchownie, oraz litania sformułowań: draśnięcie “a nie szczał”, przelakierowałem całość, trochę z boku odstaje.
Inna rasa ludzka
Handlarze to ludzie, ale jakby zupełnie innej rasy. Z wyglądu podobni do nas, ale inaczej wyewoluowali. Rasowym handlarzem nie można się stać nagle – oni się rodzą z małżeństw handlarskich, które się wywodzą z rodzin handlarskich, które przodków handlarzy mają kilka pokoleń wstecz.
Gdyby wyjąć mózg handlarza, ten różniłby się znacząco od naszego. Obszar odpowiedzialny za poczucie obciachu jest w zaniku. Fałdę, która wpędza w poczucie winy po tym, jak się z kogoś zrobi debila, stracili dwa pokolenia temu.
Półkule potrafią dynamicznie się złączać i rozłączać – w zależności od potrzeb. Gdy po robocie wracają do domu – jest wszystko w normie. Gdy odbierają telefon w sprawie auta, lewa półkula natychmiast odłącza się od prawej i mózg, w sposób kompletnie nieskoordynowany, wypluwa przez usta różne absurdy.
Handlarza z pierwszego pokolenia łatwo wyczaić – wystarczy wspomnieć o wizycie w ASO, a zaczyna się gubić. Zgadza się, ale jednocześnie puszcza farbę. I co ciekawe, impulsy nagle zaczynają mu przeskakiwać z jednej półkuli na drugą. Nagle wraca mu pamięć i.. O! Przecież robiłem cały bok. I dach był poprawiany.
Handlarza z dziada pradziada nie zagniesz – on wyewoluował już w pełni, jest istotą doskonałą. Niczym obcy z Nostromo – świadomy swej żrącej krwi nie boi się nikogo i niczego. Albo niczym Sly, co skoczył ze skały na drzewo i bez pękania sobie na żywca ranę zszył. Albo niczym ten grubawy gościu z reklamówki Warszawy, co bez obciachu paraduje w dresach z Biedronki ukazując przechodniom swój poranny mikro wzwód.
Półkule handlowca pracują niezależnie – są nieświadome siebie nawzajem. Usta wypluwają wyuczone strofy. Oko ani mrugnie. Głos ani zadrży. Mowa ciała godna Tymochowicza. Szczerość spojrzenia jak u Kaszpirowskiego. Niezłomność jak u Grzegorza Laty (wkrótce: Grzegorza L.). Prawdziwa maszyna do kłamania. Budzi szacunek.
Czasami jestem bezbronny
Z osobami sprzedającymi prywatnie – bo też tacy są, to niewiarygodne! – można normalnie porozmawiać. Oględziny ich aut są przyjemnością – co nie znaczy, że auta budzą równie pozytywne uczucia. Ale chały nie ma i powrót do domu przebiega w spokoju – jadę i słucham radia, nie klnę i nie mam ochoty urwać łba każdemu sprzedawcy na każdej stacji.
Z handlarzami, których ewolucja jeszcze w pełni nie uformowała, też można dojść do ładu – jak nie powoływanie się na współpracę z BMW, to litościwy tekst o wożeniu małego dziecka zawsze ich rozkleja – i zaczynają sypać.
Z handlarzami wyewoluowanymi, tymi o brązowej, pachnącej kupą krwi nie potrafię sobie na razie poradzić. Gdy dzwonię to po 20 sekundach wiem, że mam z nimi do czynienia – ale presja czasowa nie pozwala mi olewać ich ofert.
Odkładam słuchawkę i mam świadomość, że jeśli pojadę na oględziny to zrobię z siebie totalną parówkę. Ale jadę. I będę jeździł, dopóki auta nie kupię.
Jadę i robię z siebie totalną parówkę.
Wracając przystaję na hot doga i jem go w aucie. Gdy go kończę, bułka pęka i zgromadzony na dnie majonez z musztardą i keczupem tryska mi wprost na brzucho. Wzdycham i nie sprzątam – wszak jestem parówką i taki dressing tylko dodaje mi uroku."

http://www.blogomotive.pl/index.php/2011/12/07/268-jestem-parowka/

nie jestem autorem powyższego teksu :wink:
Ostatnio zmieniony 09 gru 2011, 10:10 przez sebałódź, łącznie zmieniany 2 razy.
Spidi
Posty: 662
Rejestracja: 11 cze 2011, 14:18
Lokalizacja: Białystok

08 gru 2011, 11:41

Smutne ale prawdziwe... :sad:
SPIDI
Awatar użytkownika
Karolina
Administrator
Administrator
Posty: 3144
Rejestracja: 24 maja 2008, 19:09
Model: NB
Lokalizacja: Warszawa

08 gru 2011, 12:41

sebałódź, jeśli jesteś autorem tego artykułu to super jeśli nie to:
Regulamin punkt 5 ust. 2
W przypadku cytowania wypowiedzi lub tekstów cudzego autorstwa należy umieścić pod tekstem nazwisko lub nick autora wraz z podaniem źródła kopiowanego tekstu.
Jest ryzyko - jest przyjemność
sebałódź
Posty: 99
Rejestracja: 02 cze 2010, 18:31
Lokalizacja: Łódź

08 gru 2011, 13:54

Karolina pisze:sebałódź, jeśli jesteś autorem tego artykułu to super jeśli nie to:
Regulamin punkt 5 ust. 2
W przypadku cytowania wypowiedzi lub tekstów cudzego autorstwa należy umieścić pod tekstem nazwisko lub nick autora wraz z podaniem źródła kopiowanego tekstu.


wpierw był link na górze teraz jest też na dole ... wystarczy ?
Awatar użytkownika
Karolina
Administrator
Administrator
Posty: 3144
Rejestracja: 24 maja 2008, 19:09
Model: NB
Lokalizacja: Warszawa

08 gru 2011, 14:21

Wystarczy, ale tylko wtedy kiedy napiszesz jasno, że nie jesteś autorem tekstu.
Gdybyś wstawił sam link to problemu by nie było :)
Jest ryzyko - jest przyjemność
Rover
Posty: 367
Rejestracja: 21 paź 2009, 12:41
Lokalizacja: Kraków

08 gru 2011, 17:00

sebałódź -jakby nie było serdeczne dzięki za kink do tego bloga. Na początek poświęciłem lekturze tylko 2 godziny. Czy ktoś może wie, kto to jest ten Rafał. Niesamowity fatcet, z dystansem do świata i samego siebie.
Spidi
Posty: 662
Rejestracja: 11 cze 2011, 14:18
Lokalizacja: Białystok

08 gru 2011, 19:25

Rover pisze:sebałódź -jakby nie było serdeczne dzięki za kink do tego bloga. Na początek poświęciłem lekturze tylko 2 godziny. Czy ktoś może wie, kto to jest ten Rafał. Niesamowity fatcet, z dystansem do świata i samego siebie.


Ja również poczytałem trochę tego bloga i mam trochę inne odczucia... :roll:
Artykuł(wpis) o kupowaniu auta i inne dotyczące tego tematu, faktycznie są napisane fajnie, lekko i przyjemnie, jest w nich dużo gorzkiej prawdy przyprawionej szczyptą dobrego humoru.
Jednak reszta już nie rzuca na kolana. Wpisy o różnych ciekawych autach czy dziedzinach motoryzacji(które mnie zainteresowały) są bardzo słabe merytorycznie i jest w nich sporo brutalnie mówiąc głupot i baboli oderwanych od rzeczywistości a poziomem bardziej zbliżonych do artykułów i komentarzy pod nimi na wp.pl... :neutral: Tutaj już poczucie humoru autora nie wystarczy - przynajmniej w mojej ocenie. Kowalski może to łyknie ale ktoś kto się interesuje i pasjonuje motoryzacją już nie koniecznie... :wink:
SPIDI
ODPOWIEDZ