Wczorajsze odkrycie nie ma za wiele z miatą wspólnego. Może tyle, że żona wysłała mnie po odbiór
krzesła do pewnego magazynu. Wieczór był zimy, więc wziąłem sedana, zamiast miaty. Na miejscu okazało się, że
krzesło jest pełnoprawnym fotelem w kartonie tak wielkim, że pomieściłby rodzinę wielodzietną... No więc tak sobie stałem przy tym sedanie i myślałem "witaj przygodo!", aż jakiś obcy człowiek się zlitował i zaoferował pomoc w transporcie swoim traffikiem. Skoro połechtał moją ambicję, to się wziąłem i ten fotel, taki z podłokietnikami jeszcze, do kabiny upchnąłem jakimś cudownym sposobem jednak i ruszyłem w drogę powrotną (karton został w hurtowni). I jak tak sobie wjeżdżałem na wiadukt, to taki oto widok mi się ukazał (aż postanowiłem uwiecznić):
- IMG_20200819_203759.jpg (1.41 MiB) Przejrzano 5826 razy
No dobrze, a gdzie w tym wszystkim odkrycie? Ano, mianowicie samochód, marki niemieckiej, której nazwa kończy się na Benz, przejechał odległość 234567km ani razu nie korzystając z lawety. Nie zaliczył żadnej unieruchamiającej go usterki. Tankowany i myty z rzadka, jeździ od jednej do kolejnej wymiany oleju (kiedyś go zeżerał, odkąd dostał motula - prawie przestał), czasem poprosi o dolanie chłodziwa i tyle. Jeździ dopiero na 2,5 komplecie opon. Ma po trzysta mikronów lakieru (z powodu różnych przygód) i łuszczący się klar (po gradobiciu). Ale jedyna jak na razie rdzawka pojawiła się po 4 latach na niezabezpieczonym (z lenistwa) odprysku.
No dobra, co w tym takiego odkrywczego?
A, bo jego poprzednik, też z gwiazdą na masce, przy podobnym przebiegu był już dwukrotnie malowany [malowany to skrót myślowy - wóz był dziurawy] tyt. RUDA. Miał wymieniane podnośniki szyb. Pompę wysokiego ciśnienia. Nivo. Przewody wspomagania. Przewody hamulcowe. Wielokrotnie remontowane przednie zawieszenie. Naprawianą ASB. Szwankującą turbosprzężarkę i lejące wtryski. Dwa razy wracał z trasy na plecach jakiegoś dostawczaka. Wypalił kilka kompletów żarników. W sumie jeździł dzielnie, ale zaczynał się sypać.
Tymczasem 204-ka, mająca ciężki żywot budowlany na sumieniu, cierpiała raz przez rozwulkanizowaną gumę na czujniku obrotów koła i miała potrzebę wymiany przepływomierza czy termostatu. Pierdoły robione podczas przeglądów i bardzo typowe dla OM646.
Fakt, troszkę prewencji miało miejsce - wymieniłem przewody hamulcowe, jak się pierwszy poważniejszy nalot pojawił. I wymieniam regularnie ciecz w ASB. Są jakieś niedociągnięcia jakościowe jak pękające w niewidocznym miejscu klosze reflektorów czy niedziałający od zawsze potencjometr w "dżojstiku". Ale poza tym wóz działa nad wyraz dobrze jak na 11 lat ciężkich robót, które ma za sobą. Bo przebieg, może nie imponujący ale jest przebiegiem w jeździe miejskiej. Nie jeździł w trasy. Za granicę. Nawet poza województwo bardzo rzadko. I choć nie ma
durchlademoeglichkeit połyka w kabinie pełnowymiarowy fotel.
Oby tak dalej osiołku. Do zobaczenia przy stanie licznika 333333