wróciłem z Rab'u
pierwsze co, to chciałem podziękować AGENt'owi za wskazówki i rady, jakie mi udzielił kilka dni przed wyjazdem (udało mi się ominąć Słoweńskie autostrady w drodze na Rab... niestety w drodze powrotnej nie pamiętałem gdzie trzeba zjechać i tak musiałem wykupić winiete :/)
Chętnych na wyjazd było parę osób, ale widzę, że jeżeli nie zrobi się wcześniejszej składki na cokolwiek, to nikt nie poczuwa się do tego, żeby słowa zmienić w czyn... Nie mniej jednak nie ma tego złogo, co by na dobre nie wyszło - samotny trip miał tą zaletę, że mogłem sobie robić postoje gdzie chciałem i jechać jak chciałem i realnie patrząc nie wydaje mi się że da rade pojechać w taką długą trasę w parę aut, chociażby ze względu na fakt, że każdy inaczej się męczy i jeden może czuć senność nawet co 4 godziny, a kto inny potrafi przelecieć cały dystans zatrzymując się tylko na niezbędne tankowanie... no ale do rzeczy
Panie i Panowie - jeżeli macie w planach wyjechać na Rab w sierpniu to nie wahajcie się ani chwili! Mnie z Łodzi wyszło około 1240 kilometrów nudnej drogi, ale na końcu czeka na was niesamowita nagroda. Ostatni 50/60 kilometrów, praktycznie zaraz po tym jak zjeżdża się z autostrady, zaczynają się zakręty, ale nie są to bylejakie zakręty, a cieszące mordę od ucha do ucha przecudne, dynamiczne, zjazdowe i podjazdowe ZAKRĘTY. Moja pilotka nie chciała już mnie słuchać jak co chwilę zachwycałem się niesamowitą drogą. Ciężko jest to opisać słowami, ale uwierzcie mi, że przez cały ten 50/60 kilometrowy dystans banan nie schodził z mojej twarzy
A teraz o samym Rab. Miasteczko całkiem przyjemne, ale widać było że sezon jeszcze się tam nie zaczął. Momentami wydawało się nam, że jest to jakieś miasto duchów, bo ludzi/turystów było jak na lekarstwo. Pewnie w sezonie miasteczko tętni życiem, no ale w majówkę było aż za spokojnie.
Znajomość niemieckiego niezbędna. Podczas poszukiwania kwater tylko raz trafiłem na osobę posługującą się językiem angielskim, a tak to tylko niemiecki.
Nie wiem czy będzie się wam chciało w sierpniu robić taką podróż jak zrobiliśmy my, ale nasza droga powrotna prowadziła najpierw do Rust. Jest to małe miasteczko w Niemczech, blisko granicy Francuskiej i niedaleko granicy Szwajcarskiej - z Rab do Rust wyszło mi 1560 kilometrów uwzględniając fakt, że pokręciliśmy sie jeszcze trochę po Monachium. A co jest w Rust? a jest tam Europa-park, czyli największy w Niemczech park rozrywki. Wstęp kosztuje 34 euro, ale później jeździcie na wszystkim ile tylko chcecie. Top 3 rollercosterów to: silver star, blue fire i euro mir (zainteresowani znajdą filmiki przejazdowe na youtubie). Zabawa niesamowita!! Filmy nie oddają nawet w ułamku tego, jakie hektolitry adrenaliny wyzwalają się w organiźmie w przeciągu sekundy. Z resztą, ktoś, kto miał okazje przejechać się kiedyś prawdziwym rollercosterem, dobrze wie, o czym mówię.
Podsumowując - majówka pół zaplanowana, pół na spontanie. Wydatki dużo większe niż się spodziewałem, ale koniec końców bardzo bardzo pozytywny wypad. W ciągu 4 dni przejechałem 3800 kilometrów, mówiąc delikatnie pośladków od nieustannego siedzenia nie czuję. Madzia sprawowała się na medal. Po raz pierwszy pocisnąłem ją do oporu - V max 215km/h według wskazań prędkościomierza, 205km/h według wskazań GPSu.
Wszystkim tym, którzy nie są jeszcze pewni czy jechać w sierpniu, mówię - JECHAĆ, bierzcie jakieś wolne w pracy, pakujcie mandżur i cieszcie się zakrętami. Wrażenia nie do opisania!