Tak się składa, że w ciągu ostatnich dwóch lat byłem w większości miejsc, które macie na mapie. Przede wszystkim plan wydaje mi się bardzo intensywny. Będziecie musieli się nieźle spinać, żeby to wszystko objechać. Zwiedzanie zamków, wizyta na torze w Mozny, zwiedzanie Mediolanu, spadochrony itd. - będziecie musieli wybrać niektóre z tych atrakcji. Po prostu nie będzie czasu lub siły na wszystko.
Z konkretów to tak:1. Osobiście nie widzę sensu pchać się do Budapesztu przez Czechy. Nuda, płasko, dziury, "łapanki" drogówki. O wiele lepsza opcja to dojechać A4 do Krakowa i myknąć obwodnicą do Zakopianki, albo w Katowicach odbić na Bielsko, potem Żywiec i na Namestovo. Jakkolwiek, byle przez Słowację, a nie przez Czechy. Zarówno Zakopianka jak i trasa przez Beskidy już same w sobie będą atrakcją. A dalej robi się jeszcze fajniej - trasa przez Słowację to dla mnie mniejsza wersja Tyrolu. Inna sprawa to to, że odcinek Wrocław - Budapeszt to szmat drogi. Dwa lata temu jechałem na Hungaroring z Krakowa. To wycieczka na 6 do 8 godzin. Z Wrocławia możecie się nie wyrobić. Zakopianka może być zawalona, ale przez Czechy i tak będziecie się bardziej ślimaczyć. W takiej opcji nie widzę zwiedzania Budapesztu tego dnia.
2. Budapeszt - Dubrownik w jeden dzień? Kompletnie nierealne i bezcelowe (jak już pisał
zoharek). Tym bardziej, że tam po drodze są takie rzeczy, że grzechem to szybko ominąć (np. Zatoka Kotorska, o której wspomniał
majkel). Inna możliwość, to skierować się wcześniej w stronę brzegu Adriatyku i objechać zatokę Klek-Neum. Niewiarygodne miejsce, które wygląda jak Monaco 70 lat temu. Jakby czas się tam zatrzymał.
Nie mniej, ośmielę się poddać w wątpliwość sens wizyty w Dubrovniku. Fakt, to ciekawe i piękne miasto, ale w szczycie sezonu jego zwiedzanie to katorga. W ostatnich latach Chorwatom chyba się w głowie poprzewracało - ceny są z kosmosu, a tłumy odbierają wszelką ochotę do zwiedzania. Dojazd też kiepski. "Miliony" wloką się tam camperami. Proponuję rozważyć godną alternatywę - Korculę, miasto w którym urodził się Marco Polo. Wygląda trochę jak miniaturka Dubrovnika, ale nie jest aż tak oblegana. Jest bardziej swojsko, cicho i intymnie. Po prostu pięknie. Z resztą, cały półwysep Peljesac, od Ston przez Orebic, Kuciste i Viganj, aż do Loviste, to raj na ziemi. Na bank wybrałbym to miejsce na lay-day, sto razy bardziej niż okolice Splitu, czy przereklamowaną i turystyczną Makarską. Korcula widziana z półwyspu to jeden z najlepszych nocnych widoków, jakie w życiu oglądałem (u mnie wygrywa z Saint-Tropez i Saint-Raphael).

Dodatkowo, w razie potrzeby, mogę podać namiary na tanie i urokliwe miejsce na nocleg/windsurfing/pyszne żarcie.
3. Jeśli chodzi o Jeziora Plitwickie, to najlepiej jest się tam wybrać wiosną lub jesienią. Tutaj zgadzam się z
Torpedą: lepiej odwiedzić Krk, a Plitwice zostawić sobie na wypad w innym terminie, kiedy jest tam więcej... hmmm... wody i życia :). Zresztą, wybierając Krk w drodze z południa Chorwacji można jechać linią brzegową Adriatyku, co wg mnie jest jedyną słuszną trasą w letnich upałach. Okolice miejscowości Sveti Jurai i Senj to też rewelacyjne punkty na kąpieli w morzu, boską kolację z owoców morza (ośmiornice złowili przy mnie wędką) i tani nocleg z widokiem na wyspy.
4. Osobiście ominąłbym Zadar (choć to moja prywatna opinia - żeby nie było, że coś komuś narzucam :>), a dopisałbym Triest - wiele osób mi go polecało i teraz już wiem, że w życiu bym go nie ominął będąc w okolicy. Wieczór na starówce był o wiele lepszy niż cały dzień w Wenecji.
5. No właśnie - Wenecja... Dużo się nasłuchałem o niedogodnościach przy zwiedzaniu tego miasta. Jeszcze więcej pytań sam zadawałem i sprawdziłem mnóstwo różnych pomysłów. Samo zwiedzanie to kwestia indywidualna. Można to zrobić na tysiąc sposobów i każdy jest dobry (choć przepłynięcie Canal Grande promem wydaje mi się obowiązkowe w każdej z tych opcji), ale żeby w ogóle dostać się na wyspę trzeba zostawić auto na parkingach w Mestre, albo zaraz na początku Wenecji, przy moście. Obie opcje masakrycznie drogie i ryzykowne (raj dla złodziei samochodów i szabrowników). Można też zostawić auto na "Camping Fusina" i popłynąć promem prosto na Plac Św. Marka. Jest jednak jeszcze jedna opcja, którą odkryłem przypadkiem, wręcz przez pomyłkę. Do Wenecji najszybciej i najwygodniej dostać się pociągiem. Oczywiście zwykle wsiada się w Mestre, albo gdzieś w okolicy, zostawiając uprzednio auto na parkingu, ale można też odjechać dalej od Wenecji. My dojechaliśmy do miejscowości Campagna Lupia, gdzie znaleźliśmy ładny i nie tak drogi hotel Antica Corte. Zostawiliśmy auto na strzeżonym parkingu hotelowym i bez jakiegokolwiek stresu podreptaliśmy 300m na stację kolejową, na pociąg prosto do Wenecji. Ten sam pociąg, niewiele droższy (ceny biletów z Mestre do Wenecji są niemal takie same, jak z Campagna Lupia). Wróciliśmy ostatnim pociągiem jakoś po 22:00, trochę porobieni pysznym winem (nikt nie musiał prowadzić), wypoczęci w schludnym (a nie polskim) pociągu, a ze stacji znów 3 minuty do drzwi hotelu. Koszty były praktycznie żadne. Rewelacja! :)
6. Trasa z Wenecji do Rzymu będzie dla Was dniem cierpienia z powodu wyrzeczeń. Po drodze jest Padwa, Ferrara, Bologna, Modena, Maranello i Florencja. Jedno lepsze od drugiego. Zwiedzania na miesiąc. Do tego muzea Ferrari, Lamborghini, Masserati, Ducati, tor Imola i muzeum Senny. Tu niestety nie pomogę. Po prostu nie można ominąć niczego. Trzeba coś wylosować i przysięgać sobie powrót samolotem za rok, żeby zwiedzić resztę. Współczuję ;]
Mogę natomiast powiedzieć to, co słyszałem od mieszkańców Montese: w drodze z Bolonii do Florencji należy olać autostradę A1 i skręcić na drogę SS64 do Pistoi. Oczywiście najlepiej byłoby zostać w tej okolicy na tydzień i spalić kilka baków benzyny na krętych górskich winklach, po których dziesiątki lekkich lotusów, astonów, S2000 i oczywiście MX-5-ek, przyjeżdżających na lawetach, wariuje przez całe noce tak, że nie można spać, słysząc ryczącą symfonię silników rozpływającą się po górach.
7. La Spezia. Port i palmy super, ale Park Narodowy Cinque Terra to raj dla MX-5! Eden! Nirwana! Zakręty, serpentyny, winkle, kilkudziesięciometrowe klify, a na nich jeszcze więcej zakrętów, serpentyn i winkli. Miatowy park rozrywki. Urywa łeb. Mógłbym tak dalej przez cały dzień :)
Trzeba pamiętać o zatankowaniu do pełna, bo stacji nie ma przez kilkadziesiąt kilometrów.
8. Trasa La Spezia - Bormio w 12h? Wolne żarty :) Podzielcie ją przynajmniej na dwa, albo trzy dni. Nie ma opcji, żeby to zrobić w jeden dzień. Poza tym to grzech śmiertelny przejechać Ligurię w taki sposób. Levanto, Rapallo i Portofino po prostu Wam nie odpuszczą. Nie da się ich zignorować i ominąć. Genua wręcz przeciwnie. Nie wjeżdżać tam, nie patrzeć, nie stresować się. I tak nie zdążycie zwiedzić nawet jednego procenta tego miasta, a jeżdżenie po nim, parkowanie i nocowanie to koszmar (a byłem tam w połowie września). Lepiej zapuścić się na noc w góry. Trasa z Rapallo wgłąb lądu jest boska nocą. Wygląda tak:

W Ognio jest urocze "gospodarstwo agroturystyczne" z luksusowymi domami w świetnej cenie. Kupiliśmy tam też genialne czerwone wino z winnicy nieopodal. Drugą butelkę dostaliśmy gratis na odchodne. Dajcie znać, jeśli będziecie chcieli namiary. Trasa La Spezia - Ognio zajmie calutki dzień. Nie ma co nawet myśleć o Bormio.
9. Potwierdzam to, co obiecał mi
Peecer - droga SS45 przez Ottone i Bobbio do Piacenzy leci przez kilkadziesiąt tuneli i milion zakrętów. W dodatku jest kompletnie pusta. Dopiero przed Piacenzą trzeba wbić się na autostradę.
10. Będąc w tamtych rejonach nie można ominąć Włoskich jezior: Como, Lugano, Maggiore albo Garda (o czym wyżej wspomniał
Kurak). Nie bez powodu mają tam "domki letniskowe" (albo raczej pałace lub fortece) najbogatsi ludzie na świecie (więcej na ten temat w wątku naszej tegorocznej podróży do Monaco - link niżej). Z drugiej strony, prawdziwą magię tych miejsc odsłania dopiero dłuższy pobyt. Hmmm... To może lepiej nie jechać tamtędy na szybki przelot, żeby nie widzieć, co się traci?
11. Włoskie Aply. Setki słów na ten temat napisał mi
Peecer, również w wątku o Monaco. Stelvio to nie jedyna przełęcz w tej okolicy. Passo Rombo i Passo Givo są po drodze (!). Nie radzę też omijać Livigno. I nie chodzi mi o nocowanie tam (choć warto bo latem tanio, no i bezcłówki, a paliwo za 1 euro), ale raczej o Jezioro Livigno, kilkadziesiąt kilometrów galeryjek i tuneli, a na koniec monumentalną tamę i tunel jak do kryjówki Batmana. To temat na długie rozprawy. Nawet nie będę tu tego zaczynał :>
12. Na deser mocno rekomenduję pokombinowanie trasy przez Nationalpark Berchtesgaden. Mi się w tym roku nie udało, bo trafiłem na paskudną pogodę i do dzisiaj nie mogę tego odżałować. Bawaria w jeden dzień to overkill. Zamiast Monachium wybrałbym Salzburg i wszystkie te malownicze jeziora z nazwami *****see. Niestety powrót autostradą przez Czechy to kompletna porażka. Lepiej wrócić do Niemiec, jak macie na mapie.
Uwagi ogólne:1. Piszecie o szukaniu noclegów "z drogi". Na Bałkanach to najlepszy z możliwych pomysłów. Natomiast we Włoszech wręcz przeciwnie. Polecam rezerwacje na booking.com, z możliwością darmowego anulowania do ostatniej chwili i zaklepywanie wszystkiego przed wyjazdem. W środku sierpnia będzie drogo. Liczyłbym jakieś 70€ za pokój dwuosobowy, jeśli będziecie rezerwować wcześniej.
2. Jeśli chodzi o ceny paliw, to w Chorwacji są podobne do naszych. Raczej nie przekraczają 6 zł. A bywa, że jest taniej niż u nas. We Włoszech liczcie się z ceną pod 2€. Oczywiście w Livigno o połowę taniej, jeśli będzie Wam po drodze ;]
3. Jeśli chodzi o koszt wyprawy, to po namyśle nawet te 9 tys na auto wydaje mi się mało realne. Raczej strzelałbym w 10 - 13 tys na parę. 18 dni, a codziennie bak paliwa (250-300 zł), nocleg (40~70€), jedzenie (20~70€), opłaty drogowe (5-20€), parkingi, bilety na zwiedzanie... Wszystko razy 18. No i pewnie jakiś okazjonalny mandacik za parkowanie na zamazanych liniach, albo przekroczenie prędkości, jakieś pamiątki, alkohol, drogie fajki, jak ktoś pali, leżak na plaży i inne duperele... No i jeszcze mnóstwo wydatków przed wyjazdem: ubezpieczenia, pewnie przegląd, albo wymiana opon, apteczki, kamizelki, żarówki, karty SD, o ile nie dokupienie GoPro (jak w moim przypadku ;P), zapasowy wysprzęglik, czy jakieś inne części, dolewka oleju, jakiś płyn do spryskiwaczy, może naprawa kilku drobnych usterek w aucie, jakieś brakujące ciuchy, jakiś dodatkowy pakiet roamingu, albo necik mobilny, przewodniki, mapy itd...
Mimo wszystko to nie dużo za taki trip. Zobaczycie więcej niż niektórzy przez całe życie, albo przez 10 lat hotelowych wakacji, co roku po 6 tys zł ;P
4. Proponuję też rozważyć zmianę terminu, o ile to faktycznie wchodzi w grę. Mimo wszystko, dwa lub trzy tygodnie później jest już formalnie końcówka lata. We wrześniu na południu wciąż jest ciepło. Dwa lata temu przez cały drugi tydzień września na Chorwacji miałem równe 30 stopni przez całą dobę, od południa do północy. W tym roku we Włoszech tylko top down, krótki rękawek, kąpielówki, moczenie się w morzu i spanie pod samym prześcieradłem. Mniejsze są natomiast korki, tłumy turystów, no i przede wszystkim ceny (choć nie wszędzie). Nie ma problemu ze znalezieniem kwaterunku i można się targować, bo większość i tak stoi wolna (mam na myśli akurat Chorwację). A dla odmiany, w sierpniu w Budapeszcie są upały, jakich nie da się znieść w klimatyzowanym kombi.
5. Polecam również przygotować dokładne trasy i wgrać je do nawigacji. Ja miałem podzielone na odcinki dzienne, bo miałem z góry określone punkty, ale nawet jeśli szuka się noclegów tam, gdzie noc zastanie, z góry określona trasa, dostępna po dwóch kliknięciach, baaaaardzo ułatwia życie, oszczędza czas i odejmuje mnóstwo stresu.
6. Jeszcze raz zachęcam do przeczytania wątku "
Monaco Chillout Tour 2014". Nie dlatego, że go reklamuję, ale dlatego, że wypowiedziało się tam rzetelnie wiele osób i dla mnie były to bezcenne informacje. Wam też na pewno się przydadzą. Szczególnie jeśli chodzi o Alpy. Serio, zachęcam do pobycia tam dłużej, kosztem zwiedzania Monachium.
7. Zapowiada się świetna wyprawa. Jeżdżąc po Ligurii, Słowenii, Tyrolu i Szwajcarii codziennie zarzekaliśmy się z Eweliną, że wrócimy w każde z tych miejsc, które tylko przez mgnienie oka widzieliśmy z samochodu, bo nie było czasu, żeby się zatrzymać i pozwiedzać. Na Bałkanach byłem konserwą, a nie Miatą. Umrę jeśli wnet tego nie naprawię. Na bank bym do Was dołączył, gdyby
Peecer nie zaproponował w tym roku czegoś jeszcze lepszego - Norwegii :D
8. W razie potrzeby, mogę podpowiedzieć dużo innych szczegółowych informacji na temat dróg, miejsc, noclegów, cen, opłat itd. bo jestem z tym tematem "na świeżo". Dajcie znać.