Poznań majówka 2009

Działo się w długi łikend majowy, oj działo! :mrgreen:

Wasi ukochani organizatorzy różnych eventów zeszło- i tegorocznych zrobili sobie wakacje od organizowania imprez masowych i zlecieli się do Poznania zacieśniać kontakty. :mrgreen:

”Sponton – the beginning”
W czwartek znad morza wyruszył smakowity cukierek – czerwona NA z Przemasim na pokładzie (w trakcie dojazdu miało miejsce pierwsze spotkanie z wiewiórką, ale o tym będzie dalej), z Wawki merlot NB – wioząca Mistrzynię Zamętu oraz czarna NBFL zawierająca Majkela_C. Wszystkie okazy zostały przechwycone przez BRG NA z załogą składającą się z Juny oraz Miszy i poprowadzone przez Poznań na milusi tarasik, gdzie zawartość miatek spoczęła w pozach luźnych i raczyła się napojami, które powodują intensywne zacieśnianie się więzi międzyludzkich :mrgreen:

Piątek:
Nikt do końca nie wie, jakim cudem wszyscy wstali o jakiejś totalnie nieprzyzwoitej godzinie porannej i po pożarciu straszliwej ilości jajecznicy oraz odstaniu swojego w kolejce do łazienki udali się składać dachy i smarować się kremami z filtrem. W trakcie tej jakże pasjonującej czynności objawiła się niebieska NC z Piotrem K. na pokładzie.
Ruszyliśmy z permanentnymi bananami na twarzy :mrgreen: . Prowadził oczywiście Piotr, bajkowymi trasami wśród lasów i pól rzepaku, soczystej przyrody wielkopolskiej, śpiewu ptasząt i wielości zakrętów :mrgreen: . Poza Piotrem chyba nikt z uczestników nie wie, gdzie my tak do końca byliśmy, ale trasa była przecudna i bardzo smaczna :mrgreen: . Jak będziecie grzeczni, to może kiedyś Was tam Piotr też zabierze :mrgreen:

Pierwszy „poważny” pitstop wypadł w Wolsztynie, gdzie obejrzeliśmy przygotowania do sobotniej parady parowozów, odczuwając mocne skojarzenia z filmem o drugiej wojnie światowej :mrgreen: . Parowozy były „wielkie, ogromne i pot z nich spływał”. W powietrzu latało mnóstwo czegoś czarnego a lokomotywy dość synchronicznie wydawały z siebie różnorakie pufnięcia ( http://miasta.gazeta.pl/p…tore_w_tyl.html ).

Z Wolsztyna udaliśmy się krętą, leśną trasą do pałacu w Wąsowie spożyć obiad, poudawać zwłoki, pospacerować po parku, wleźć na wieżę i podyskutować o kwestii sprawdzenia, czy jak się z tej wieży skoczy to się człowiek bardzo połamie, czy tylko trochę.
Po leniwym posiłku potrasowalismy na Stary Rynek w Poznaniu skonsumować szarlotkę w miejscu pierwszej randki Juny i Miszy :mrgreen:

Wieczorkiem wpadliśmy przelotem na ognisko na zlot Cabrio Clubu dać buzi znajomym :mrgreen: Tu należy nadmienić, że hasło miatowe „ na koń” cieszy się znacznym szacunkiem, przebijającym się nawet przez nadmiar procentów. Nie wiemy, kto to jest Banan. Nie udało się nam go poznać/znaleźć :mrgreen:
Czas domowo – wieczorny spędziliśmy śpiewając ding ding dong, tralala itp. :mrgreen: (http://www.youtube.com/watch?v=DbYtqAWDF2U )

W nocy Juna przebudziwszy się dostrzegła w przedpokoju ruch i obcego człowieka przypominającego bardzo dokładnie futrzaste stworzenie asystujące przy czwartkowym posiłku Przemasiego (wspominana wcześniej wiewiórka w pozie heraldycznej). Po zdiagnozowaniu, że to Majkel i dostaniu ataku śmiechu zapomniała o sprawie, ale do czasu…

Sobota:
Wstaliśmy o jeszcze bardziej nieprzyzwoitej godzinie i Mistrzyni Zamętu „ulęgł” się w głowie dość dziwaczny pomysł. Mistrzyni zawsze była zdania, że szczoteczki do zębów i kierownicy Niuni się nie pożycza, ale przy jajeczni rozmyślając o dzieleniu steru w Alpach straciła zapał obronny i stwierdziła, Juna przejmuje kierownicę aby Niunię w końcu rozdziewiczyć :mrgreen: . Walcząc z objawami choroby poprzedniowieczornej udaliśmy się do Starego Browaru. Na dach. Serpentynką śmierci powodującą chorobę morską. Zaprawdę nie wiem jak ludzie wjeżdżają tam normalnymi samochodami… Serio! :mrgreen: .
Po sesji zdjęciowej, do której się bardzo przyłożyliśmy i niektórzy okazali duże poświęcenie, wybraliśmy się obejrzeć monstrualną krewetkę ( http://starybrowar5050.com/news/1078 ) licząc, że się albo poruszy, albo zleci komuś na głowę. Nie zrobiła nic z tych rzeczy, więc sobie poszliśmy :mrgreen:

Następnym pitstopem był Kórnik (mam problem z pisaniem tego przez „ó”), gdzie Juna nurzała się w magnoliach a Mistrzyni udawała zwłoki na trawce. Wtedy również narodziła się „pozycja wiewiórki” oraz Majkel otrzymał nową ksywę :mrgreen: . Po pożarciu lodów pomknęliśmy przez Bnin do Rogalina, gdzie odkryliśmy, że polarowe koce z Ikei świetnie robią za dach bez ściągania perseningów, coby żadna ptaszyna nie zanieczyściła stylowych wnętrz naszych pieszczoszek. W Rogalinie miała miejsce również sesja na lwie, oglądanie wielgachnych 600-letnich dębów oraz zawiła opowieść o kocie uczestniczącym w paradzie równości zwierząt w charakterze niewiadomym (żywy – latający kot, zezwłok kota latającego – sprawa w trakcie, stanu kota w locie przez trzy lata nie ustalono :mrgreen: ). Syndrom wiewiórki zataczał coraz szersze kręgi… Krgh!

W Rogalinie Misza postanowił przypomnieć Mistrzyni, że chciała tego dnia rozdziewiczyć Niunię – i tym samym nikt już nie wsiadł do swojej miaty. Nastąpił mix totalny. Mistrzyni dostała się czerwona NA, której już jej nikt z pazurów nie był wstanie wydrzeć :mrgreen: Czerwona NA otrzymała również nowy pseudonim artystyczny – Lansowóz. Niunia okazała się być dziewczynką swojej pani, bo strzelała fochy (nieszkodliwe) pod dotykiem obcych rąk :mrgreen: Grzeczny NBFL oraz BRG NA (z najgenialniej trzymającymi siedzeniami wszechczasów) bez protestów przyjmowały coraz to nowe zasiadające w nich tyłki. W zmieniającej się wciąż konfiguracji towarzystwo udało się na grill do Ewy i Piotra (bardzo dziękujemy – było przepysznie, leniwie; kocham leżenie pod gruszą i latające psy :mrgreen: ). Misza wytargał z garażu jakieś zwariowane rowery, którymi wcześniej wszystkich straszył. A straszył tak skutecznie że rowery były omijane baaaaaardzo szerokim łukiem :mrgreen:
Pojadłszy i zapoznawszy się dość blisko z kynologicznym obliczem gospodarzy udaliśmy się na Plac Mickiewicza na lanserkę na zlocie Cabrio Clubu :mrgreen: Zleciało się bezdaszników całe mnóstwo, niestety minęliśmy się z ekipą z Fajfopaklandu :sad: ( http://hatszepsuts.fotosik.pl/zdjecia/3), ale poznaliśmy Novego :mrgreen: . Na placu Mickiewicza objawiła się również masakra w spodniach Miszy :mrgreen: (cholerne meszki!!). Kwestia wiewiórki była ciągle żywa ( http://www.flickr.com/pho…ski/3498005847/ ) Krgh!
Po sycących emocjach na Placu Mickiewicza i pożegnaniu innych zlotowiczów falą Juny (buahahahhahaaha nie pamiętam kto zleciał tam z postumentu :mrgreen: ) udaliśmy się na Stary Rynek zrelaksować się przy soczku i na krótki spacerek. M(i)X miatkowy trwał dalej. Nieudolne próby wyrwania Lansowozu z pazurów Mistrzyni również. (krgh!) Ponieważ wszyscy byli już mocno głodni, pomknęliśmy do domu, bo Misza obiecał Mistrzyni, że usmaży krewetki na maśle, czosnku, trawie cytrynowej z dodatkiem imbiru i chilli :mrgreen: . W domu szybko okazało się jednak, że zabrakło limonek (niezbędnych do osiągnięcia odpowiednich walorów smakowych drinków), więc całe towarzystwo zapakowało się do Kulki (lansowóz Juny) i udaliśmy się do otwartego jeszcze supermarketu budząc zupełnie niezrozumiale zainteresowanie :mrgreen: . Krewetki były genialne :mrgreen:Masło było wszędzie. Makaron ryżowy robiący za „podstawę” też. Limonki umieszczono prawidłowo w szklankach. :mrgreen: Nastąpiła też scena lekkiej demolki z udziałem soku pomidorowego, kieliszka do wina made by Ikea oraz laczków i spektakularnego upadku :mrgreen:

Niedziela:
Już nie strugaliśmy psychopatów i wstaliśmy o 9:xx. Pakowanie przebiegało dość niemrawo, kolejka do wanny również ustawiała się mało chyżo. Ale daliśmy radę. Idealnie w tajmie nadciągnęła niebieska NC, która oczywiście momentalnie została zabrana prawowitemu właścicielowi. Następne nieudolne próby wyrwania Lansowozu z pazurów Mistrzyni zakończyły się fiaskiem.
Pomknęliśmy sobie smakowitą trasą przez Skórzewo do Komornik, potem podskakiwaliśmy betonową drogą SSmanów przez Wielkopolski Park Narodowy. Tam miała miejsce próba samobójcza nieletniej, która rzuciła się wraz z rowerem pod koła Lansowozu. Lansowóz rycząc wyhamował statecznie 20 metrów przed nieletnią i cała kolumna cierpliwie czekała na pozbieranie dwukołowego środka transportu przez zestresowanego rodzica. Po tych niewątpliwych przeżyciach udaliśmy się kosząc zakręty przez Mosinę do Śremu. Syndrom wiewiórki dalej objawiał się w pełnej krasie. W Śremie zrobiliśmy przypadkowo lansik na rynku i wypiliśmy przepyszną frappe z lodami. No i zaczęło się robić smutno, bo zbliżał się koniec, który dość sekciarsko (grupowy uścisk i rozgłośne buczenie) wypadł we Wrześni, gdzie pożarliśmy obiadek no i … każdy wsiadł do swojej miaty…. Mistrzyni wypuściła z pazurów Lansowóz, a wsiadając do Niuni przeżyła dużą dawkę uderzeniową szczęścia i zakochała się w Niuni jeszcze mocniej :mrgreen: . Trasa powrotna do domów wypadła niektórym szybko, innym romantycznie, a niektórym zaskakująco bezkorkowo! (trzech osobników wlokących się 50km/h się nie liczy :mrgreen: )The end :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Pałer plej:

„You touch my tralala” (Günther, „The Ding Dong Song”)Słownik:
“Krgh!” – dźwięk towarzyszący „pozycji wiewióra”
“(piiiiii)!” – określenie samicy komara oraz meszki,
„Krewetka” – pojawiała się w różnych nieoczekiwanych okolicznościach, na suficie, talerzu, pod stołem, chrapiąc na podłodze w nocy…

Cytaty: 
“To jest jakaś masakra” – Misza zaglądający z wyrazem osłupienia na twarzy w swoje własne spodnie i widząc tam gigantyczny ślad po ugryzieniu meszki
„Straciłam cnotę i teraz się puszczam na całego” – Mistrzyni, po kolejnym przekazaniu kluczyków do Niuni w obce ręce
„No i co narobiłaś? Teraz będę musiał szukać NB miracle …” – Misza z wyrzutem do Mistrzyni, spoglądając jak Juna miłośnie przebywa w Niuni

Logo spontonu i odciski uczestników

3497615175_d172f35610

Sesja parkingowa

3498419920_ba6c102963 3498421314_fb82b1bd48

Blondynki w Miatkach :)

3497610507_71fd347d9d 3498424662_89e35dff62

Trasy wśród pól rzepakowych

3497613133_7744b4424a 3498428488_1b10af5c96

Banany na twarzach

3497612617_3bc0fb80d9